Nowa technologia jest fajna, dopóki działa. Bo jak nie działa, to robi się mało ciekawie…
Przyszła zima, spadło trochę śniegu, złapał mróz. Mój pierwszy pociąg po grudniowej zmianie rozkładu jazdy. Pierwszy raz samodzielnie na nowopoznanym szlaku. W nocy.
Ale nie takie trasy się jeździło, więc dla pewności WOS pod ręką i jedziemy. Wszystko szło gładko, dawno tak przyjemnie się nie jechało. Do czasu, aż zatrzeszczało radio.
Mechaniku, w Żmigrodzie wjeżdżamy w perony i czekamy conajmniej godzinę, może więcej. Usterka urządzeń w Skokowej, wajchy nie idą.
No cóż było zrobić. Zatrzymałem pociąg w Żmigrodzie i czekaliśmy. Na szczęście było napięcie w sieci, więc zarówno pasażerowie jak i ja mogliśmy czekać w cieple. Telefon do dyspozytora z informacją, że stoję tu i tu, prognoza jest taka, że godzinę postoimy. Niech zmiennik w razie co będzie gotowy wyjechać naprzeciwko, bo mogę nie zmieścić się w 12 godzinach.
Po około 80 minutach radio znowu zatrzeszczało, wajchy (rozjazdy) się przełożyły, semafor wyświetlił „wolną drogę”. Ruszyliśmy. Jeszcze szybka kalkulacja, spojrzenie w rozkład. Powinienem nadrobić opóźnienie na tyle, żeby się wyrobić. Najwyżej gdybym jeszcze gdzieś dołożył, to będę dzwonił o wysłanie podmiany.
Na szczęście moje wyliczenia się sprawdziły, do Katowic dojechałem kilka minut przed zakończeniem czasu pracy. Kolejna służba zakończona sukcesem ;)
Piszesz o nowej technologii – czy należy to rozumieć tak, że nowych rozjazdów nie daje się przełożyć ręcznie?
Można, z tym że wymagają więcej wiedzy. Przede wszystkim jednak wymagają człowieka, który to zrobi a na odcinku zdalnego sterowania prawie zawsze nie ma nikogo… Do tego durne przepisy typu „automatyk (de facto znający rejon często lepiej niż zwrotniczy, nastawniczy) nie może samodzielnie ułożyć drogi przebiegu na gruncie”.
Da się, ale akurat na tym szlaku są posterunki zdalnie sterowane – czyli z jednej nastawni steruje kilkoma. Jak przyjdzie ręcznie przełożyć, to nie ma „chłopa” na miejscu, tylko musi dojechać. Póki działa – jest fajnie i wygodnie. Ale w razie awarii trzeba czekać.
Hymmm… U nas na LHS-ie w kabinach w lokomotywie sa korby do wajchowania. W razie problemu i potrzeby, oczywiscie z uzgodnieniem dyzurnego mozemu przelozyc rozjazd za pomoca korby. Nie ma u was korb w kabinach?
Nie przeszłoby ;) PLK się boi o swoje rozjazdy, a i nam do szczęścia brakuje przekładania ich nowych rozjazdów, które ponoć tysiące dolarów kosztują ;)
Kiedyś na odcinkach z mijankami automatycznymi przechodziło.
Innymi słowy zabrakło kilku minut byś stał się kolejnym „negatywnym” bohaterem durnych mediów, które jechałyby po Tobie tekstami w stylu „pasażerowie uwięzieni (sic!) w pociągu, bo „motorniczemu” :) skończył czas pracy i sobie poszedł. Tysiąc pińcet sto dziewińcet pasażerów, w tym matki z dziećmi (łolaboga!) nie miało ciepłej herbaty (a nawet zimnej…)” Haha! :-D
Raczej nie, byłem w kontakcie z dyspozytorem, zmiennik czekał tylko, czy ma wyjeżdżać czy nie ;) Jeżeli już, to przymusowy postój zamknąłby się w kilku minutach.