Nie zdążę – recenzja

„Prawie czternaście milionów Polaków ma wszędzie daleko” – krzyczy hasło z tylnej okładki. Nie trudno się z tym zgodzić. Zwłaszcza gdy przez lata korzysta się ze „zbiorkomu”. Witamy w centrum Europy.

Gdy pod koniec grudnia 2018 roku Olga Gitkiewicz poprosiła mnie o spotkanie i rozmowę w sprawie książki o podróżowaniu różnymi środkami transportu, którą aktualnie pisała – byłem lekko zaskoczony. No bo co ja – młody, niedoświadczony maszynista mogłem ciekawego powiedzieć o kolei? Wszak kolejowe spodnie moich kolegów po fachu często były starsze, niż ja. Jednak postanowiłem spotkać się i opowiedzieć przynajmniej o tym, co wiem i widziałem. Zawsze to jakieś nowe doświadczenie.

W połowie stycznia 2019 roku usiedliśmy przy herbacie i już wtedy wiedziałem, że to może być ważna książka.

Nie przejdę

(…)Piesi giną na własne życzenie, bo nie znają swojego miejsca na drodze. a ich miejsce to tor przeszkód. Pomiędzy samochodami, rowerami, hulajnogami, barierkami. Błoto, kałuże, nierówne chodniki (…)
Olga gitkiewicz – „Nie zdążę”

Życie pieszego rzeczywiście nie jest łatwe. Sam często przeklinam na dziwnie zaparkowane samochody, pieprznięte byle jak hulajnogi miejskie czy „rowerzystów”, którzy koniecznie muszą trenować slalom między ludźmi. Nie wspomnę też ile razy potykałem się o nierówny chodnik, brodziłem w błocie lub wywinąłem orła na oblodzonej ścieżce dla pieszych. A przecież trzeba jakoś dojść na pociąg, autobus, do sklepu, lekarza… Czy piesi mogą jeszcze czuć się bezpiecznie? Nie być intruzami dla innych uczestników ruchu?

Rowerem? Nie dojadę!

Gdy jeździ się po mieście na rowerze, bywa różnie. Kiedyś autobus zepchnął mnie z jezdni. (…) Kiedy myślimy o infrastrukturze rowerowej, to szczytem marzeń w Polsce jest ścieżka rowerowa, a przecież chodzi o cały system, w którym – najprościej mówiąc – można bezpiecznie posłać dzieciaka samego rowerem do pierwszej klasy podstawówki. I w Europie to z powodzeniem realizują.
Olga gitkiewicz – „Nie zdążę”

Teoretycznie mógłbym dojeżdżać do pracy rowerem. W praktyce jest z tym dużo gorzej. Nie wspomnę o tym, że najzwyczajniej w świecie nie mam gdzie tego roweru trzymać, bo to w sumie mój problem. Ale przede wszystkim nie mam się gdzie przed pracą odświeżyć, co przynajmniej u mnie powodowałoby spory dyskomfort. Po drugie – patrząc na to, co się dzieje na drogach, brak ścieżek rowerowych, które pozwoliłyby mi bezpiecznie przejechać całe miasto, to już wolę wsiąść w autobus i zrelaksować się przy muzyce lub książce.

Autobusem? Nie zdążę.

Lekarza miała na dziesiątą, lecz autobus o wpół do ósmej i to do niego trzeba się dopasować.
Olga gitkiewicz – „Nie zdążę”

Przez jakiś czas zdarzyło się w moim życiu, że musiałem do pracy dojeżdżać busikiem. Akurat między tymi miastami były dość dobrze skomunikowane i jeździły co 15 minut, ale były za małe. Miejsca siedzące zapełniały się momentalnie, a potem ludzie jeszcze dopychali się tak, że nie było czym oddychać. W razie wypadku… aż strach myśleć. Do tego żadnej poczekalni, w zimie czekało się na mrozie, aż dopcham się do któregoś z kolei busa. Nigdy nie mogłem być pewny, że zdążę do pracy, bo mogłem się po prostu nie zmieścić. Musiałem być więc na dworcu odpowiednio wcześniej. Mieć zaplanowaną całą podróż z wszystkimi możliwymi trudnościami.

Pociągiem? Nie żartuj!

Ale kolej ma jeszcze drugą naturę: jest polityczna, jednak politycy jeżdżą nią tylko wtedy, kiedy uruchamia się nową linię i kiedy można pokazać się w lokalnych mediach
Olga gitkiewicz – „Nie zdążę”

Przez jakiś czas podróżowałem między Lublinem a Warszawą, gdzie robiłem kurs na licencję maszynisty. Zajęcia zaczynały się załóżmy o 9 (już dokładnie nie pamiętam). Pociąg z Lublina ruszał coś koło 6, w Warszawie był trochę po 8. Ale… ja musiałem wysiąść na dworcu zachodnim, a pociąg stał jakieś pół godziny na centralnym. Więc gdybym chciał nim dojechać – spóźniałbym się na zajęcia. Zatem wysiadałem i leciałem na dworzec „Śródmieście” na SKM, dzięki czemu byłem „biedniejszy” o jakieś ponad 3 zł (biorąc pod uwagę moje dojazdy tam co drugi dzień przez ponad 2 miesiące i zarobki w tamtym czasie to było kupa hajsu).

Inną sprawą były moje dojazdy do rodzinnego miasta. Dojazd pociągiem był zazwyczaj o całkiem fajnych godzinach. Pod dworcem był przystanek autobusowy. Totalnie niezsynchronizowany z pociągami. Autobus przyjeżdżał pół godziny przed pociągami dalekobieżnymi i odjeżdżał pół godziny po ich przyjeździe. Totalnie bez sensu, bo dokładnie tyle czasu zajmował mi spacer z dworca do domu. Gdy miałem tylko plecak – wybierałem spacer. Z ciężką walizką brałem taxi.

A i tak byłem w dobrej sytuacji, że do mnie pociągi dojeżdżały właściwie z każdego zakątka kraju, bez konieczności przesiadek. Bo przecież wiele miejsc zostało nagle kolejowo odcięte od świata. Ludzie nie mieli wyjścia, musieli przesiąść się do samochodów.

Olga Gitkiewicz – „Nie zdążę”

Autorka w książce rozjaśnia rozmową z wieloma osobami, jak doszło to obecnej sytuacji transportowej w Polsce. Czym jest samochodoza i dlaczego węgiel jest lepszy do przewożenia pociągiem, niż ludzie. Pokazuje, czym jest wykluczenie komunikacyjne na konkretnych przykładach, na konkretnych osobach. Oraz to, jak te wykluczone osoby sobie radzą.

Ja po przeczytaniu upewniłem się tylko, że moje obserwacje nie są żadnymi wymysłami „młodego, niedoświadczonego”. Są realnym problemem, które wielu „starszych kolegów” olewa, bo „tyle lat się tak jeździ i jest dobrze”. W połączeniu z „Ostrym Cięciem” jest to lektura, którą powinien przeczytać każdy, kto chociaż raz narzekał na poziom transportu zbiorowego w Polsce. A na koniec jeszcze cytat z okładki:

Halina nie ma prawa jazdy, więc rzadko wychodzi z domu.

Grażyna jechała pociągiem, który się palił.

Mieszkańcy Raszówki ukradli pociąg prezydentowi Lubina.

W Łubkach bus nie przyjechał, bo kierowca musiał obejrzeć mecz.

Witamy w centrum Europy.

 

Podobało się? Zapisz się na newsletter!

Otrzymuj prosto na swoją skrzynkę informacje o nowych wpisach i ciekawych akcjach!

2 comments add your comment

Leave a Comment