Z racji tego, że nie każdy warsztat ma możliwości zrobienia każdego rodzaju naprawy – czasami wysyła się tabor do innej firmy. A potem trzeba ten tabor odebrać. Tak też było tym razem.
Zadzwonił dyspozytor, że trzeba odebrać jednostkę z naprawy. Zawiozą mnie razem z rewidentem samochodem, a potem wróćimy już normalnie, po torach. No dobra.
Zajechaiśmy, rewident pooglądał zestawy kołowe (bo pojazd był na ich toczeniu, czyli ponownemu nadaniu kształtu koła, likwidacji płaskich miejsc itd), ja przygotowałem sprzęt do holowania przez lokomotywę i… czekaliśmy aż ta właśnie lokomotywa wraz z całą drużyną zakończą inne prace na terenie zakładu, aby móc zająć się nami.
Ufff, jak gorąco…
Słońce przygrzewało coraz mocniej. Pojazdu uruchomić się nie da, żeby posiedzieć w klimatyzowanym, bo… na terenie zakładu nie ma sieci trakcyjnej. Schowaliśmy się więc w cieniu wagonu i czekaliśmy na swoją kolej. W końcu usłyszliśmy dźwięk silnika starej, poczciwej SM42, która zmierzała w kierunku naszej jednostki. Szybka akcja założenia półsprzęgu i już wyciągają nas w kierunku stacji, która… nadal jest bez sieci. Wyciągnęli, objechali i dołączyli z drugiej strony. Wykonaliśmy próbę hamulca i staliśmy sobie dalej w słońcu (nadal bez klimatyzacji).
Zmiana maszynistów
Jak się okazało – maszynista spalinówki, która nas wyciągnęła nie zdążyłby w swoim czasie wyciągnąć nas do stacji „z prądem”, więc kolejne czekanie ponad godzinę, aż przyjedzie jego zmiennik. Spoko, jestem w pracy, a nie na wyścigach, jeszcze sporo godzin do pełnych 12 mi brakuje. Czekamy. W końcu sukces. Przyszła podmiana, jedziemy w stronę prądu. Po około pół godzinie jazdy udało się, pojazd stoi pod siecią. Zabezpieczony przed zbiegnięciem, przygotowany do jazdy pociągowej. Idę uruchamiać…
Za mało prądu!
Człowiek już zadowolony, zaraz wróci do domu. Załączam baterię, wskazówka voltomierza pokazuje… niecałe 8 Volt. Przydałoby się z drugie tyle minimum. Super pociąg. Dobry, bo polski. Prawdopodobnie po wyłączeniu go gdy zajechał na zakład – mimo poprawnej procedury wyłączenia baterii – nie wyłączył się jakiś wentylator. Ponoć nie pierwszy raz. No i chodził aż rozładował baterię, co w nowoczesnych pojazdach trwa zazwyczaj kilkanaście – kilkadziesiąt minut. Mimo moich szczerych chęci – nie dało się zrobić nic, żeby przynajmniej sprężarka pantografu zakręciła i dała powietrze. Nawet, gdyby to się udało to i tak komputer by nie odpalił, a bez niego nic się nie da zrobić. Może gdybym był prawdziwym maszynistą, to bym podparł coś na procesorze, założył mostek z telefonu a pantograf podniósł patykiem znalezionym przy torach, ale (nie)stety skończyłem jako tramwajarz, więc jedyne co mi zostało to wykonać telefon do dyspozytora, że potrzebne wsparcie. Wnętrze pojazdu nagrzało się już do okropnej temperatury…
Cóż, nie był zadowolony, ale co było robić. Po niecałej godzinie pomoc była na miejscu. Ponowne przygotowanie pojazdu do holowania, próba hamulca i jazda do Katowic. Czas kurczył się nieubłaganie. W końcu zjechaliśmy do szopy, elektrycy podłączyli ładowanie zezwnętrzne i pojazd od razu odżył. To był ciężki dzień. Jedyne o czym marzyłem to chłodny prysznic i relaks…
Ciekawa służba, choć nie łatwa (temperatura). Można wiedzieć jaki to był skład i gdzie jest ten zakład naprawczy?