Profesor zwyczajny w Gliwicach…

Akurat miałem jakieś dwadzieścia minut przerwy między pociągami. Siadłem więc sobie spokojnie w poczekalni gliwickiego dworca i cierpliwie czekałem…

I jak tak sobie siedziałem i czekałem – na horyzoncie pojawił się on… Chwiejny krok, rozwiany włos, podarte spodnie… Poczułem się jak w Adaś Miałczyński, który widząc z okna pociągu psa stwierdził: „No to ja już wiem, że on będzie siedział koło mnie.” Ja już wiedziałem, że on podejdzie do mnie. Działam jak magnes na takie osoby…

Historia życia

No i oczywiście w końcu podszedł. Przywitał się, poprosił żebym go nie bił (lata niechodzenia na siłownię i moja postura muszą budzić postrach, bo każdy pijaczek który chce ode mnie 10 groszy na bułkę prosi, żebym nie bił), bo on tylko o jedną rzecz chce zapytać. No to mówię mu, niech pyta. I wtedy się zaczęło:

– Bo wie Pan, rozumie… bo ja tu z Krakowa przyjechałem, książkę piszę. Bo wie Pan, ja pisarzem jestem. Książki piszę. A w ogóle to jestem profesorem zwyczajnym, na Uniwersytecie Jagiellońskim, w Krakowie wykładam. No i wie Pan, ja tą książkę piszę, bo ja to takim trochę artystą jestem. No i tak wyszło, że się dziś troszkę upiłem. Ale to nie jest nic złego, mam nadzieję, że Pan rozumie. No, bo ja to chciałem o jedną rzecz poprosić. Bo jeszcze pół godziny do mojego pociągu mam…

– No to słucham, co Pan potrzebuje?

– Proszę mi dać jednego papierosa.

– Niestety nie mam.

– Ach, rozumiem, thank you very much, my friend…

No i tak zostawiłem „majfrienda” na tej poczekalni a sam udałem się na pociąg, który miałem przejąć… Nikt nie mówił, że będzie nudno ;)

Podobało się? Zapisz się na newsletter!

Otrzymuj prosto na swoją skrzynkę informacje o nowych wpisach i ciekawych akcjach!

Leave a Comment