Po zaliczeniu pierwszego egzaminu czas na odrobinę praktyki. W końcu trzeba wiedzieć, czym będziemy jeździć i jak to wszystko wygląda od środka. W tym celu trafiamy do warsztatu na około 2 miesiące. Jeżeli boisz się smaru i ogólnie brudu – nie jest to zawód dla Ciebie.
Na początek – dostajesz gustowną, flanelową koszulę, ogrodniczki i pancerne buty. Jest spoko.
Od razu podpowiem – jeżeli będziesz sumiennie pracował – będziesz miał zniszczone dłonie. Niezbędną rzeczą po pracy jest jakikolwiek krem do rąk. Ja dorwałem coś takiego w Lidlu i byłem zadowolony.
Co dokładnie będziesz robił? Spędzisz tydzień na każdym z działów – Prędkościomierze i inne urządzenia czuwające nad bezpieczeństwem (SHP/Czuwak/Radio), pneumatyka, urządzenia elektryczne, silniki elektryczne, akumulatory/pantografy, podwozia, spalinowy. Na jednych jest lżej, na innych cięższe – jak to w życiu.
Jako praktykant nie spodziewaj się ambitnych zadań – raczej dostaniesz te najgorsze :) Od wyczyszczenia oporów rozruchowych
przez wymianę klocków hamulcowych po wejście pod lokomotywę i pootwieranie klap inspekcyjnych silników.
Żeby je otworzyć trzeba dosłownie wejść między koło a silnik. Jak jesteś gruby – możesz sobie nie poradzić.
Nie spodziewaj się, że wyjdziesz czysty ;)
Prawdopodobnie będzie to też Twoja jedyna okazja, żeby zobaczyć jak wyglądają silniki trakcyjne od środka
czy na przykład wirnik przetwornicy.

Przetwornica (a właściwie jej wirnik) to to, na czym siedzi kolega. Na pierwszym planie widać stojan silnika trakcyjnego.
Przy odrobinie szczęścia zobaczysz też usterki, których nie chcesz zobaczyć po swojej jeździe
a nawet lokomotywę w wersji cabrio :)
Oczywiście oprócz pracy są również przerwy. Możesz wtedy spokojnie dokarmiać koty :)
Warsztat jest dość ciężkim epizodem w drodze do zawodu maszynisty, ale uczy pokory i pokazuje ile osób jest niezbędnych, aby lokomotywa mogła bezpiecznie wyjechać na szlak.